Kliknij tutaj --> ⛳ ogień nie może zabić smoka
Wędrowcy znaleźli się w potrzasku, ponieważ drzwi do tunelu zostały przysypane kamieniami przez smoka. Jedyna droga ucieczki prowadziła przez komnatę Smauga. Bilbo szedł przodem, a za nim przerażone krasnoludy. Hobbit samotnie wszedł do skarbca. Bez problemu odnalazł Arcyklejnot i, nie zastanawiając się, schował go do kieszeni.
Zabić smoka! - Wspaniała Galeria Bohaterów Różnej Maści Skavenlofta - Niewielki dodatek do gry fabularnej „Zabić smoka!” prezentujący rozszerzone zasady korzystania z umiejętności (e
Zabić Smoka na Allegro.pl - Zróżnicowany zbiór ofert, najlepsze ceny i promocje. Wejdź i znajdź to, czego szukasz!
Moja podróż z tym serialem HBO zaczęła się kilka lat wcześniej, gdy otrzymałem rutynowe zlecenie. W powieściach George’a R.R. Martina najmniejsza nawet decyzja dotycząca życia postaci może pociągać za sobą ogromne konsekwencje, ale 11 listopada 2008 roku nie miałem o tym człowieku pojęcia. Pracowałem jako dziennikarz dla „The Hollywood Reporter” i moim zadaniem było
Moongirl Uważam że "ogień nie może zabić smoka" to tylko takie powiedzenie, a resztę dobrze opisała wyżej Dakinia, myślę tak samo. Odpowiedz 2013-04-25 18:10:05
Site De Rencontre Pour Physique Difficile. Smoki: W opowieściach występują jako twory pozytywne lub negatywne. Albo zsyłają upragnione deszcze, albo pożerają niewinne dziewice. Albo nas fascynują, albo przerażają. Te opowieści jednak przestają mieć dla nas jakiekolwiek znaczenie, kiedy stajemy się dorośli. Czy to dobrze? Czy rzeczywiście smok to tylko kreatura z baśni, o której należy zapomnieć? A co gdyby się okazało, że smok to nie tylko drapieżne zwierzę z ilustracji, a w legendach i opowiastkach jest więcej prawdy niż nam się wydaje? Czy dorosły człowiek nie powinien uwierzyć w smoka? Wszystkim nam wydaje się, że dobrze wiemy czym jest smok, jakie to stworzenie, jak wygląda i czym się charakteryzuje. I ja tak myślałam, do dnia w którym moim "oczom" ukazał się wielki biały, a może lodowy, sędziwy smok wznoszący się niczym potężny wojownik w schłodzonej przestrzeni kosmicznej. Nie potrafiłam do końca zrozumieć przesłania jakie niósł za sobą ten obraz, dlatego też postanowiłam bliżej poznać istotę smoka. Smok symbolizuje połączenie wszystkich mocy i wszystkich żywiołów, jego skrzydła symbolizują powietrze, łuski - wodę, ogniste tchnienie żywiołów powstaje w konsekwencji tzw. piąty element akasha, eter, kwintesencja, źródło wszystkiego. W znanych nam legendach smok częstokroć strzeże wielkich skarbów, w tym np. złotego runa, czy św. Graala. Skarby te w rzeczywistości mają określać skarby ducha, a smok strzeże ukrytych skarbów ludzkiej duszy. Skarbów, które nie mają nic wspólnego z przyziemnymi dobrami materialnymi, a przede wszystkim z alchemicznym złotem, kamieniem filozoficznym, tajemnicą prawdy kwiatu życia, miłością, jednością i oślepiającym blaskiem wszechpotężnego światła. Pełna symbolika smoka pozwala doszukiwać się jego roli również w procesie przebudzenia kundalini. Jest on bowiem również połączeniem nieba i ziemi, Geb i Nut, a więc i tym samym dwóch biegunów na dwóch krańcach axis mundi, połączeniem Shivy (Mulladhara) i Shakti (Ajna), wznoszącym się, uskrzydlonym smokiem. Ten właśnie smok strzeże dróg do Drzewa Życia i innych świętych elementów. W najstarszych znanych nam przesłaniach smok utożsamiany był z żywiołem wody, która istniała jeszcze przed aktem stworzenia. I tak smoki wodne wiążą się z płodnością na całym terenie Eurazji. W odniesieniu do przyrody, smok jest symbolem wody. Chińczycy wierzyli w przeszłości, że każda rzeka, zbiornik wodny czy chmura mają swojego smoka, którymi zarządza Smoczy Król w Niebie. W czasach suszy składano ofiary Królowi Smoków z prośbą o deszcz. Smoki w chińskich wierzeniach nazywane były lung - symbolizowały więc Yang i pozostawały w stałym związku z Yin siłami wody, użyczającymi płodności. Również nordycki Midgardsorm - Wąż Midgardu żył w wodach morza otaczającego ziemię z jej czterech stron. Natomiast znany z mitów Basków bóg atmosferyczny Maju zwany był również Sugaar - "Wąż/Smok". Jako ognisty sierp na niebie zapowiadał burzę. Z kolei sumeryjski bóg Dummuzi - umierające bóstwo odradzające się po okresie suszy wraz z naturą nosi imię Amauszumgalana co oznacza - "Matką Jego Jest Smok Niebios". Istnieją również przesłania, zgodnie z którymi symbolem ciemności jest Tiamat - smocza bogini chaosu, która pokonana czeka uśpiona na swe przebudzenie. Ona to według nauk tajemnych miała stworzyć jedenaście potworów do walki z siłami światła, które są też swego rodzaju odpowiednikiem jedenastu poziomów kabalistycznego Drzewa Nocy. W tej postaci smok z pewnością budził w człowieku niepewność i strach. (o tym bardziej szczegółowo piszą teksty Zakonu Smoka powołanego przez Zygmunta Luksemburczyka dnia 12 grudnia 1408 roku - Loża Magan). Smoki są przede wszystkim symbolami prachaosu, przeciwieństwem ładu kosmicznego i nowego porządku boskiego. Często symbolizują kataklizmy natury i wrogie pramoce. W mitach wielu ludów monstra owe noszą imiona Lotan, Lewiatan, Rahab, Tiamat, Apofis, Lilujanka, wąż Midgardu, Fafnir, Vrtra, Ahi, Azi Dahaka itd. Walczą z nimi bogowie: ugarycka bogini Anat i bóg Baal, hebrajski Jahwe, babiloński Marduk, hetycki Teszub, greccy Zeus i Apollo, egipski Szu lub Seth itd. Z drugiej jednak strony warto też zwrócić uwagę na fakt dwóch różnych, głównych kolorów smoków, z jakimi spotykamy się w kulturach i mitach świata. Są to smok czarny i smok biały. Czyżby podział ów brał swój początek również z ogólno pojętego dualizmu i definiowania tego co dobre i złe? Niektóre źródła twierdzą, że smok biały to stara, sędziwa smoczyca, pra-matka, która z odwiecznej otchłani niebytu powstała byt stworzywszy. Czasami groźna, czasem pobłażliwa, raz mściwa i groźna innym razem troskliwa. Jak jest naprawdę? Smok jako symbol jest również utożsamiany z wężami ma więc zarówno aspekty negatywne (śmiertelne ukąszenie, ewidentny symbol zła), jak i pozytywne. Jednak w zdecydowanej większości w tym na Bliskim Wschodzie i w Europie przeważała symbolika negatywna. Smok kojarzony był i jest ze złem, grzechem, szatanem, piekłem, okrucieństwem, potęgą, despotyzmem, władzą, ciemnością, herezją, nieczystością i kłamstwem. Natomiast u Greków i Rzymian spotykamy już jego wyobrażenie pozytywne. Drakones były chtonicznymi istotami, żyły pod ziemią, czuwały nad urodzajem i głosiły na żądanie wyrocznie. Z czasem jednak przeważyła negatywna reputacja smoka. W wierzeniach chrześcijańskich smok (wąż) jest jednoznacznym synonimem diabła, szatan, głównego wroga i przeciwnika Boga. Monstrum Apokalipsy (Ap. 20:2) zostaje wrzucone do czeluści na tysiąc lat, aby nie uwodziło już więcej żadnego narodu. Po tym okresie raz jeszcze zostaje wypuszczone na wolność, aby w końcu znaleźć się na zawsze w morzu ognia i siarki (Ap. 20:10). Już w Biblii występuje przyrównywanie władców do smoków. Jeremiasz tak nazywa króla babilońskiego Nabuchodonozora (Jer. 51:34), Ezechiel natomiast twierdzi, że faraon jest smokiem, który znajduje się na morzu świata (Ez. 32:2). Ludzkość od wieków jak wskazują przesłania podejmowała się również walki ze smokami jaki siłami zła. Po zwycięstwie chrześcijaństwa w Europie walkę tę kontynuowali liczni święci chrześcijańscy ze św. Jerzym i archaniołem Michałem na czele (święci: Małgorzata z Antiochii, Marta - siostra Łazarza, Bernard z Clairvaux, Sylwester, Teodor z Pontu, Samson, Donat, Klemens z Metzu, Roman z Rouen), a także biskup Marceli z Paryża, arcybiskup Dola i niezliczone tłumy rycerzy średniowiecznych, potomków indoeuropejskich wojowników. Czym jednak tak naprawdę była owa bohaterska walka ze smokiem? Może pewnych wyjaśnień udzieli nam tutaj Jung ze swoimi wyjaśnieniami dotyczącymi symboliki smoka i archetypu cienia (i w zakresie archetypu cienia LINK!). Jung w opowieściach o walce ze smokami widzi przede wszystkim wyraz walki pomiędzy Ego a regresywnymi siłami psychiki ludzkiej. W najniższych poziomach nieświadomości znajduje się osad doświadczenia wszystkich naszych zwierzęcych, a następnie najstarszych ludzkich przodków. "Zbiorowa nieświadomość - jak twierdził Jung - jest ogromnym duchowym dziedzictwem rozwoju ludzkości, odrodzonym w każdej strukturze indywidualnej". Jeśli tak jest naprawdę, to rzeczą zrozumiałą będzie istnienie - w "mrocznych jaskiniach ludzkiego mózgu" - wspomnienia obrazu, przytłumionego i zniekształconego przez następne doświadczenia, mięsożernego dinozaura, będącego śmiertelnym wrogiem żyjących już w erze mezozoicznej ssaków. Smoki są nieśmiertelne. Wedle mitów starogermańskich Nidhögg (stisl. Nidhhöggr) - uskrzydlony potwór smoczo-wężowy podgryzający korzenie kosmicznego drzewa i wysysający krew z ciał zmarłych, po swoim skonie w czasie Apokalipsy -Ragnarökk znów odrodzi się w nowym, pięknym świecie. Jest bowiem jego niezbywalną częścią. W psychologii neojungowskiej stosunek do archetypu Cienia w postaci Smoka pozwala wyodrębnić archetypy wewnętrznego bohatera - Sieroty, Męczennika, Wędrowca, Wojownika i Maga. Sierota dążący do bezpieczeństwa zaprzecza istnieniu smoka a jednocześnie oczekuje na ratunek. Męczennik charakteryzujący się dobrocią, troską i odpowiedzialnością, zaspokaja żądania smoka lub poświęca siebie, aby ratować innych. Z kolei niezależny i samodzielny Wędrowiec ucieka przed smokiem. Wojownik, którego cechą jest siła i skuteczność zabija smoka. Natomiast Mag dążący do jedności, autentyczności i równowagi wręcz się z nim utożsamia. Starożytni kapłani i szamani w swych wędrówkach duchowych poskramiali smoka, umieli na nim jeździć. Wojownicy natomiast starali się go wykorzystać w swych bojach, krwawych bitwach i okrutnych wojnach. Smoki ciągle są w nas. Drzemią w ciemnych otchłaniach naszych mózgów. Nie ujarzmione, nie oswojone budzą się i wtedy... ogień spopiela ludzkie siedliszcza i krew leje się szerokimi rzekami. Jak powiedział Jung "Europa jest matką smoków, które pożarły całą ziemię". A jak wiele wspólnego mogą mieć jeszcze ów smoki z reptilianami, jaszczurami itd.? O tym może innym razem. Jak na razie mam nadzieję, że zrozumieliście skąd ów motyw smoka czerpie swoje źródło oraz, że smoki istnieją czy chcecie tego, czy nie. Kwestia tylko tego czy zdajecie sobie sprawę z ich obecności. (opracowane w części na bazie art. "Smoki i smokobójcy" Jerzy Tomasz Bąbel) 14. Oct. 2008 GODAN
obejrzyj 01:38 Thor Love and Thunder - The Loop Czy podoba ci się ten film? Uwolnienie Smoka: to unikatowe Kekkei Genkai, a jego jednym znanym użytkownikiem jest Nairda Dragneel. Jest to limit krwi pozwalający na genetyczną modyfikację swojego ciała oraz przeistoczenie go w żywioł (w przypadku Dragneela) ognia. Moc ta pozwala na nabycie przez użytkownika trzech niezwykłych zdolności: przemianę w zwierzę (w tym przypadku ognistego smoka), kontrolę żywiołu (ognia o wysokiej temperaturze) oraz moc nadczłowieka (moc wpływającą na ciało: regeneracja). Opis[] Uwolniony smoczy płomień Nairda jest w stanie wytwarzać intensywny pomarańczowo-czerwony płomień z każdej części swojego ciała. Ogień ten ma niezwykle wysoką temperaturę (znacznie wyższą niż uwolnienie ognia, aczkolwiek jest słabszy od Amaterastu). Siła, wielkość i temperatura jego ognia zależy od jego uczuć. Ogień Dragneela posiada niezwykle wybuchową moc, przez co chłopak często musi powstrzymywać się by nie zabić swojego przeciwnika. Siła uderzeniowa płomienia jest tak wielka, że jest w stanie stworzyć ogromną eksplozję porównywalna nie raz do wybuchu termojądrowego. Uwolniony, jego płomień jest gęsty i przytłaczający, aczkolwiek chłopak pokazał iż może dowolnie kontrolować temperaturę swojego ognia. Największym atrybutem tego Kekkei Genkai jest jednak to, że Dragneel nie pokrywa swojego ciała żywiołem, którym włada lecz przemienia swoje ciało w czysty ogień. Chłopak potrafi przeistoczyć dowolną część swojego ciała w elementy ciała ognistego smoka. Dzięki zdolności przekształcania płomieni, może zregenerować wszelkie rany ogniem (regeneracja), przez co ataki fizyczne na niego nie działają. Ciekawe w jego zdolnościach jest jego umiejętność kontrolowania mocy ognia. Poza zdolnością kontrolowania jego temperatury czy przemiany swojego ciała w płomienie chłopak potrafi również przeistaczać w płomienie swoje ubrania czy przedmioty, których dotknie. Nie może tego jednak czynić z innymi ludźmi. Ogień wykorzystany przeciw niemu, nie działa na niego i zamiast go zranić, zasila go. Moc ta poza wieloma zdolnościami niesie za sobą również skutki uboczne, Adi jest skazany na astmę. Nie przeszkadza ona mu w jego codziennym życiu, aczkolwiek nasila się u chłopaka gdy ten zużyje on za dużo swojej mocy. Wtedy chłopak zaczyna tracić kontrole nad swoich oddechem i po woli zaczyna się dusić, aż po paru minutach nie może złapać oddechu i często pada na ziemię. Wtedy też traci panowanie nad swoją ognistą formą i kontrolę nad płomieniem przez co nie może użyć płomieni do regeneracji. Chłopak jest jednak w stanie jednak w stanie odzyskać panowanie nad swoich ciałem i odrodzić się niczym feniks z popiołów poprzez pożywienie się ogniem pochodzącym zewnątrz. Dragneel dzięki temu natychmiast odzyskuje siły i ponownie może walczyć na całego. Użytkownik za pomocą płomieni jest w stanie topić lód, aczkolwiek w starciu z potężnym użytkownikiem uwolnienia lodu, oba żywioły wyniszczają się wzajemnie. Nie działa na niego dym, ani trucizny gdyż chłopak jest w stanie je spalić. Jest w stanie odparowywać średnie skupiska wody, jak i używać płomieni podczas deszczu (chłopak często trenuje wytwarzanie płomieni będąc pod wodospadem). Poza astmą Uwolnienie Smoka posiada jeszcze kilka słabości w odniesieniu do poszczególnych zdolności, jest słabszy w stosunku lawy, jako iż lawa ma wyższą temperaturę nawet od płomieni smoka, aczkolwiek użytkownik jest w stanie poruszać się po powierzchni owej substancji, lecz nie jest w stanie przyjąć na siebie ataków magmą. Płomień może być również stłamszony przez rtęć czy też moc Uwolnienia Światła. Jutsu[]
Przedmowa. Droga do WesterosSłychać wrzask setek w zbrojach rzucają się naprzód, wyjąc z furią. Miecze zwierają się z mieczami, tarcze uderzają o tarcze, stopy ślizgają się w gęstym błocie. Niektórzy z walczących powoli, nieubłaganie są spychani ku coraz wyższej stercie trupów, zarówno ludzkich, jak i końskich. Stos splecionych makabrycznie zwłok przypomina gotycką wizję piekła, istną górę śmierci, która rośnie z każdym kolejnym zabitym. W oddali obdarci ze skór ludzie płoną na czyste, pierwotne barbarzyństwo, scena wyjęta ze średniowiecza i brutalnie przywrócona do życia.– Wy umieracie! – wydziera się asystent reżysera. – To najważniejsza sprawa i nie zapominajcie o niej! Wy umieracie!Jest październik 2014 roku. Na równinie w Irlandii Północnej zgromadziło się sześciuset członków ekipy filmowej, pięciuset aktorów odgrywających role wojowników, siedemdziesiąt koni i cztery ekipy zdjęciowe, a ich zadaniem jest nagranie Bitwy z walczących jest Kit Harington, wcielający się w postać Jona Snow, bohatera wbrew swej woli. Aktor wznosi swój ciężki miecz na coraz to kolejnych napastników. Na starcie, wyglądające na szaleńczą, zaciekłą walkę o życie, składa się kilkanaście starannie zaaranżowanych układów szermierczych, które wpojono w jego pamięć Harington zostaje pchnięty w błoto. Cóż, przynajmniej na ekranie wygląda to jak błoto. Po dwóch tygodniach zdjęć bagnistą równinę tak naprawdę pokrywa cuchnąca mieszanina ziemi, końskich odchodów, moczu, sztucznego śniegu, potu, śliny i z trudem podnosi się na równe nogi i człapiąc, mija producentów.– Mówili mi, zostań aktorem – pojękuje. – Człowieku, pomyśl tylko o sławie i chwale, mówili…Przyglądając się temu bitewnemu spektaklowi z boku, nie mogłem przestać myśleć o epickim wprost szaleństwie, jakim było kręcenie Gry o podróż z tym serialem HBO zaczęła się kilka lat wcześniej, gdy otrzymałem rutynowe zlecenie. W powieściach George’a Martina najmniejsza nawet decyzja dotycząca życia postaci może pociągać za sobą ogromne konsekwencje, ale 11 listopada 2008 roku nie miałem o tym człowieku jako dziennikarz dla „The Hollywood Reporter” i moim zadaniem było przeprowadzenie wywiadu z parą początkujących showrunnerów, Davidem Benioffem i Danem Weissem. HBO właśnie dało zielone światło dla pilota serialu opartego na cyklu powieściowym Martina, a sam serial miał być… Zaraz, fantasy dla dorosłych? Coś podobnego do Władcy pierścieni?„Nie, to niewłaściwe skojarzenie – wyjaśnili Benioff i Weiss. – Nie ma tam żadnych czarodziejów, elfów czy krasnoludów. No dobra, znajdzie się ktoś podobny do krasnoluda”.„Nie oczekujcie jednak opowieści z milionem orków szarżujących po równinie” – powiedział Weiss, a Benioff dodał: „High fantasy nigdy wcześniej nie było przenoszone na mały ekran i jeśli ktokolwiek podoła temu wyzwaniu, będzie to HBO. Mamy dowody na to, że ta stacja potrafi wziąć na warsztat oklepany temat i tchnąć w niego nowego ducha, jak stało się na przykład w przypadku historii mafijnych Rodziny Soprano czy westernu w Deadwood”.Tekst, który powstał po naszej rozmowie, również był całkowicie szablonowy. Nagłówek brzmiący „HBO wyczarowuje serial fantasy” nawet w żaden sposób nie reklamował Gry o tron. Sam pomysł, że najbardziej prestiżowa platforma sieci kablowych, mająca na swoim koncie wiele nagród Emmy, podejmie szalone ryzyko i nakręci drogi serial fantasy dla dorosłych, uważany był za intrygującą to właściwie powinno być końcem mojej przygody z Grą o tron, ale frapujący opis historii Martina, który przedstawili mi Benioff oraz Weiss, utkwił mi w głowie. Kupiłem pierwszą część cyklu Pieśń lodu i ognia pod tytułem Gra o tron i podobnie jak setki tysięcy innych czytelników wpadłem po uszy w brawurowo oryginalny świat. Po kilku tygodniach skończyłem czytać trzeci tom sagi, Nawałnicę mieczy, od którego wprost oderwać się nie mogłem. Książka okazała się najbardziej ekscytującym i przerażającym doświadczeniem czytelniczym w moim obsesyjnie śledzić postęp prac nad pilotem HBO. Koledzy pytali, dlaczego piszę aż tyle o jednym serialu, na co odpowiadałem: „Bo jeśli uda im się adaptacja tej książki, a nie sądzę, by ktokolwiek potrafił to zrobić, dokonają rewolucji w telewizji”.Przed premierą pierwszego sezonu Gry o tron w 2011 roku przeniosłem się do „Entertainment Weekly”, gdzie rozpocząłem serię corocznych wizyt na planie serialu. Przyzwyczajono nas do stereotypu beztroskiego, łatwego życia na planie, do oglądania aktorów, którzy w przerwach między ujęciami odprężają się w luksusowych kamperach, reżyserów jeżdżących w meleksach po zalanym blaskiem słońca planie i bohaterów filmowanych na zielonym tle, skąd ich postacie przenoszone są przez animatorów komputerowych w sam środek sztucznie stworzonych by ujrzeć podobne migawki z luksusowego, wygodnego świata rozrywki, należałoby odwiedzić któryś z wielkich planów wysokobudżetowej produkcji w Hollywood. W przypadku Gry o tron nie było o czymś takim mowy. Nigdy wcześniej ani też nigdy później nie widziałem żadnej innej produkcji kinowej czy telewizyjnej, która wyglądałaby podobnie. Podczas pracy nad Grą o tron trzeba było tygodniami marznąć i moknąć przez jedenaście godzin noc w noc, a aktorzy musieli pogodzić się z tym, że czasem należy doprowadzić się do ostateczności, by odpowiednio wypaść w konkretnej scenie. Bywało, że o drugiej nad ranem trzeba było odnaleźć drogę do toi toia stojącego gdzieś w polu, a w środku załatwić wszystko, co trzeba, jedną tylko ręką, gdyż drugą trzeba było sobie przyświecać telefonem. Nikogo nie dziwiło, że dla liczącego prawie dwa metry Rory’ego McCanna, który wydawał się jeszcze większy ze względu na ciężki kostium i ogromne buty, jedyną formą odpoczynku po serii wyczerpujących ujęć walki było zwinięcie się w kłębek na podłodze niewielkiej przyczepy służbowej, gdzie było albo za zimno, albo za gorąco, tym bardziej że połowę twarzy miał oblepioną duszącym lateksem. Podczas produkcji czasem wykorzystywano zielony ekran, ale znacznie częściej aktorzy pracowali na klimatycznych planach w Chorwacji, na Islandii, w Północnej Irlandii i w Hiszpanii, gdzie mieli wrażenie, że w istocie przenieśli się do innego miarę upływu czasu uświadomiłem sobie, że zależy mi na tym samym co wielu innym członkom ekipy – chciałem zostać tam do końca i mieć świadomość doprowadzenia projektu do finału. Z każdym kolejnym sezonem na plan wpuszczano jednak coraz mniej przedstawicieli prasy i zawsze zakładałem, że w przyszłym roku nie będę już miał możliwości dołączyć do ekipy. O serialu pisałem z szacunkiem i unikałem wszelakich spojlerów, ale mimo to nie szczędziłem krytyki kontrowersyjnym momentom i nawet nabijałem się ze skrótów odcinków, prezentowanych przez „Entertainment Weekly”. Mimo to jakoś nie wyleciałem z listy zapraszanych się więc na pustyni, gdy Daenerys stanęła przed bramami Qarthu. Byłem świadkiem niezręcznych zaślubin Sansy i Tyriona, patrzyłem na długo wyczekiwaną agonię Joffreya, wniknąłem w tłum widzów, śledzących marsz pokutny Cersei, szedłem wraz z Jonem Snow po zamarzniętym jeziorze podczas jego wyprawy za Mur i chodziłem po murach Winterfell podczas urzekającej, trzymającej w napięciu Długiej moich artykułów stworzyły zapewne w miarę spójny obraz prac nad Grą o tron, ale nie odpowiedziały na wiele pytań. Jak naprawdę wyglądało brzemienne w skutkach pierwsze spotkanie Benioffa i Weissa z Martinem? Co się wydarzyło na planie oryginalnego pilota, który nigdy nie został wyemitowany? Jak udało się nakręcić pierwszą większą bitwę w drugim sezonie? Co się stało z wątkiem Dorne? Dlaczego showrunnerzy postanowili zakończyć serial po ósmym sezonie? Jak rzeczywiście wyglądało te wyczerpujące pięćdziesiąt pięć nocy podczas kręcenia Długiej nocy? No i właśnie… Dlaczego nigdy nie pojawiła się Lady Stoneheart?Owa lista dręczących mnie pytań oraz pragnienie stworzenia pełnej relacji z dziesięciu lat pracy przy serialu były powodami, dla których usiadłem do pisania tej książki. Ogień nie zabije smoka zawiera ponad pięćdziesiąt nowych wywiadów z producentami, przedstawicielami wytwórni, aktorami i ekipą, które przeprowadzono po finale serialu w 2019 roku. Pojawi się tu także wiele tekstów, które wcześniej ukazały się w „Entertainment Weekly” oraz w innych żadna książka nie jest w stanie przedstawić całości prac związanych z produkcją serialu tak złożonego i długotrwałego jak Gra o tron. Mam jednak nadzieję, że czytelnicy odnajdą tu fascynujące opowieści zza kulis o swoich ulubionych postaciach i fragmentach fabuły. Nie możemy zapominać też o tym, że Gra o tron jest serialem kontrowersyjnym dosłownie od pierwszego odcinka aż po ostatni, toteż producenci, reżyserowie i aktorzy odniosą się tu do najbardziej dyskusyjnych kwestii (co z pewnością nie usatysfakcjonuje wszystkich, ale przynajmniej będziecie wiedzieć, dlaczego podjęto niektóre decyzje).Książka ta ma stać się kroniką niesamowitej pracy, którą włożono w powstanie niesamowitego serialu. W popkulturze nader rzadko dochodzi do stworzenia alternatywnego świata tak doskonale skonstruowanego i znanego, iż powszechnie uważa się go za niemalże równie realny jak ten, w którym żyjemy. Udało się to Tolkienowi we Władcy pierścieni, a później George’owi Lucasowi w Gwiezdnych wojnach, Rowling w serii o Harrym Potterze i filmowemu uniwersum Marvela. Gra o tron powołała do życia barwny, tętniący energią świat dzięki poświęceniu i niezmordowanym wysiłkom tysięcy nie zapominajmy, że wszystko zaczęło się od jednego 1. Sen o smokachPrzed Starkami i Lannisterami, przed Dothrakami i wilkorami, zanim powstał kontynent Westeros i urodził się pierwszy smok, żył sobie pewien chłopiec o nieujarzmionej Raymond Richard Martin dorastał w latach 50. ubiegłego wieku na społecznym osiedlu mieszkaniowym w New Jersey. Jego ojciec był robotnikiem portowym, a matka pracowała jako kierowniczka w fabryce. Rodzice nie pozwalali mu na żadne zwierzę, ale dostał kilka małych żółwi, które trzymał w niewielkim zamku zabawce. Jego pierwsze opowiadanie fantasy – a przynajmniej pierwsze, które pamięta – otrzymało tytuł Żółwi zamek. Często wyobrażał sobie, że jego malutkie gady toczą zmagania o władzę i usiłują przejąć niewielki plastykowy dnia Martin dokonał szokującego odkrycia – jego żółwie umierały. Pomimo najlepszych starań o utrzymanie ulubieńców przy życiu jego bohaterowie nadal odchodzili. Nie spodziewał się takiego obrotu wydarzeń. Zaczął więc wplatać ich rzeczywiste losy w wymyślane historie. Może jego żółwie wybijały się nawzajem w morderczych, złowrogich intrygach?Z upływem lat Martin zaczął przenosić swoje fantazje na papier. Pisał opowiadania o potworach i sprzedawał je innym dzieciakom za dziesięć centów. Zakochał się w komiksach, a jakiś czas później zaczął sprzedawać opowiadania do rozmaitych tanich czasopism. Kolejnym etapem było tworzenie powieści z gatunku science fiction oraz 1984 roku Martin przeniósł się do Hollywood, gdzie rozpoczął nowy etap kariery – pisał scenariusze do odcinków serialu Strefa mroku, wznowionego przez telewizję CBS. Przeznaczenie zadecydowało, że pierwszym wyemitowanym w telewizji odcinkiem z jego scenariuszem była opowieść fantasy o średniowiecznych rycerzach i magii. Ostatni obrońca Camelotu był adaptacją opowiadania Rogera Zelazny’ego o sir Lancelocie, żyjącym we współczesności. Jego punkt kulminacyjny ma miejsce w magicznej wersji Stonehenge, gdzie Lancelot w zaklętej zbroi toczy walkę z milczącym ogromnym wojownikiem zwącym się Pusty oryginalnym scenariuszu Martina Lancelot wraz ze swoim przeciwnikiem zmagają się na opancerzonych rumakach, ale pomysł został uznany za nierealny przez producentów serialu.„Usłyszałem: «rumaki albo Stonehenge» – wspominał Martin. – «Albo jedno, albo drugie. O obu tych rzeczach naraz nie ma mowy». Zadzwoniłem wówczas do mojego przyjaciela Rogera Zelazny’ego, by to on się wypowiedział w tej kwestii. Roger ssał fajkę przez minutę, a w końcu zawyrokował: «Stonehenge». Tak więc obaj rycerze walczyli pieszo”.Bynajmniej niezniechęcony tymi doświadczeniami w 1987 roku Martin podjął pracę nad kolejnym serialem fantasy dla CBS pod tytułem Piękna i bestia. Jego pomysły jednakże nadal zderzały się z twórczymi ograniczeniami produkcji.„Musiałem liczyć, ile razy wolno mi użyć słów takich jak «cholera» czy «kurde» – powiedział Martin. – Usłyszałem, że makijaż trupa może być zbyt okropny. Kazano mi usunąć reportaż telewizyjny odtwarzany w tle, gdyż mogło się to okazać nazbyt kontrowersyjne. Natrafiałem na idiotyczne zmiany, skrajne tchórzostwo, lęk przed wszystkim, co było zbyt silne, i wszystkim, co mogło kogokolwiek urazić. Nienawidziłem tego i buntowałem się ile wlezie”.Martin stawał się coraz bardziej sfrustrowany i rozczarowany. W 1991 roku powrócił do pisania na pełen etat, a kilka lat później przyszedł mu do głowy nowy pomysł na powieść fantasy. Stwierdził później, że była to jego „reakcja” na lata spędzone na pisaniu dla telewizji. Chciał stworzyć ogromną opowieść podobną do uwielbianego przezeń Władcy pierścieni, z tym wyjątkiem, że własną inspirację zaczerpnął z wydarzeń historycznych, takich jak Wojna Dwóch Róż, a ubarwić ją pragnął prawdziwą, średniowieczną brutalnością. Pierwsza powieść – Gra o tron – ukazała się w 1996 roku, ale sprzedaż, jak później Martin napisał na swym blogu, nie była to nie wahał się i wkrótce ukończył dwa kolejne tomy cyklu. Dzięki wiernym fanom, którzy przekonywali innych do lektury, popularność sagi rosła, a potężniejący z miesiąca na miesiąc fandom zachwycał się złożoną opowieścią, łamiącą sztywne, ustalone ramy literatury fantasy. Ukochani bohaterowie ginęli okropną śmiercią, znienawidzeni łajdacy z czasem dziwnie zyskiwali, mędrcy i spryciarze ginęli przez pojedyncze błędy, a magia okazywała się żywiołem w najlepszym razie niegodnym swą opowieść, Martin wrzucał tyle rumaków, zamków, seksu i przemocy, ile sobie zażyczył. Przecież nie była to historia jednego królestwa fantasy, ale siedmiu! Każde z nich było wyraźnie zarysowaną krainą z własną historią, sferami rządzącymi oraz kulturą (a do tego po drugiej stronie Wąskiego Morza istniał całkiem inny kontynent z jakże odmiennymi miastami). W swoim cyklu Martin wymienił z imienia ponad dwa tysiące postaci, czym zdublował Tolkiena, i opisał gigantyczne bitwy, w tym taką, w której uczestniczyły cztery armie, dziesiątki tysięcy żołnierzy i setki okrętów. Nawet posiłki w Westeros mogły być przesadnie rozbudowane, jak choćby uczta, na której zaserwowano siedemdziesiąt siedem wystawnych, bogato opisanych dań (w tym „groch z masłem, siekane orzechy i kawałki łabędzia duszone w szafranowo-brzoskwiniowym sosie” oraz „rondle z łosiną nadziewaną dojrzałym pleśniowym serem”¹). Martin nie szczędził również miejsca treściom dla dorosłych, podejmując temat tortur, gwałtu czy kazirodztwa. Zdarzało mu się pisać akapity, których filmowa adaptacja pochłonęłaby budżet całego sezonu serialu telewizyjnego lub doprowadziła do zdjęcia go z anteny. Lub jedno i sagę nazwał: Pieśń lodu i końcu zauważono go w Hollywood. Na początku XXI wieku rekordy popularności biła trylogia Petera Jacksona, a w 2005 roku pojawił się czwarty tom sagi Martina pod tytułem Uczta dla wron, który zadebiutował jako numer jeden na liście bestsellerów „New York Timesa” (gdzie stwierdzono, że „to rzeczywistość zbyt okropna dla hobbitów”). Powieści Martina zaczęły trafiać na biurka agentów i producentów, a sam Martin usłyszał przez telefon wiele obietnic łatwych pieniędzy i chwały na srebrnym liczący sobie wówczas pięćdziesiąt siedem lat i wiodący spokojne życie w Santa Fe, nie tracił jednak Martin (autor i koproducent wykonawczy): Filmy Petera Jacksona były wielkim wydarzeniem i wszyscy szukali cykli fantasy, które można by sfilmować. Kupowano prawa do wszystkiego co się dało. Ja zaś zacząłem myśleć, że Pieśń lodu i ognia nie nadaje się do przeniesienia na ekran. „Jak waszym zdaniem – mówiłem – przerobić to wszystko na dwuipółgodzinny film pełnometrażowy? Przecież nie da się w tym zmieścić całej treści! Jackson potrzebował trzech filmów, by przekazać trylogię Tolkiena, ale przecież wszystkie trzy tomy Władcy pierścieni są mniej więcej tak długie jak jeden mój. A więc jak chcecie tego dokonać?”.Słyszałem wówczas różne odpowiedzi, głównie takie, których usłyszeć nie chciałem, jak na przykład: „Główną postacią jest ten uwielbiany przez fanów bękart Starków, Jon Snow. Skupimy się na nim i wytniemy resztę”. Mówiono też: „Nie wytniemy niczego. Zachowamy całą treść, ale zrobimy tylko pierwszy film, a potem, jeśli okaże się wielkim sukcesem, dorobimy kolejne”. „No dobra, a jeśli nie okaże się sukcesem? Obiecujecie Władcę pierścieni, a co będzie, jeśli produkcja pójdzie w ślady Złotego kompasu, filmu z 2007 roku zrealizowanego na podstawie pierwszego tomu trylogii Mroczne materie Philipa Pullmana i uznanego za klapę? Nakręcicie jeden film, ten okaże się niewypałem, i co? Mamy urwany cykl”. Nie, to mnie nie literacki Martina przesłał egzemplarze powieści z cyklu Pieśni lodu i ognia do Davida Benioffa, trzydziestosześcioletniego powieściopisarza i scenarzysty. Zasugerował mu przy tym, by zastanowił się, czy jest w stanie przerobić książki na scenariusz filmu pełnometrażowego. Benioff był wschodzącą gwiazdą w tej branży i miał już na koncie scenariusz dobrze przyjętego thrillera kryminalnego 25. godzina z 2002 roku oraz Troi i Chłopca z przeczytaniu ośmiu rozdziałów Gry o tron Benioff doznał szoku, gdy siedmioletni Bran Stark, który właśnie był świadkiem kazirodczego stosunku między królową Westeros a jej bratem, został bez litości wypchnięty z okna wieży. Kilkaset stron później, gdy Martin uśmiercił głównego bohatera książki, honorowego i bohaterskiego Neda Starka, Benioff zadzwonił do swego przyjaciela i partnera w pracy, Dana Weiss poznał Benioffa dziesięć lat wcześniej, gdy obaj studiowali literaturę na Trinity College w Dublinie. Połączyły ich irlandzka literatura oraz „próby znalezienia działającej i sensownie wyposażonej siłowni w Dublinie w 1995 roku”, jak Weiss wyznał „Vanity Fair”. Sam Weiss również był pisarzem, a jego debiutancka powieść Lucky Wander Boy ukazała się w 2003 roku. Benioff poprosił Weissa o przeczytanie książek Martina, by „mieć pewność, że mu nie odbiło”.„Obaj czytamy fantasy od czasów dzieciństwa i nigdy nie natrafiliśmy na nic równie dobrego jak to, co napisał George” – przyznał i Weiss, jak wielu innych przed nimi, zapragnęli na podstawie Pieśni lodu i ognia napisać scenariusz filmowy, ale szybko zarzucili pomysł napisania scenariusza do filmu pełnometrażowego. Uznali, że tylko serial telewizyjny będzie w stanie objąć rozmiar prozy Martina, a przynajmniej taką mieli nadzieję. Żaden z nich jak dotąd nie pracował przy takim zgodził się spotkać z Benioffem i Weissem na lunchu w Palm Restaurant w Los Angeles, by wysłuchać, co mu mają do powiedzenia. Ich spotkanie trwało cztery godziny, a w konsekwencji miało doprowadzić do powstania największego światowego fenomenu popkulturowego XXI wieku, ale wszelkie plany, zamysły i marzenia mogły zostać pokrzyżowane przez jedno całkowicie nieoczekiwane pytanie Weiss (showrunner): Denerwowaliśmy się. Kiedy rozpoczynasz pracę w Hollywood, każde kolejne spotkanie szarpie ci nerwy, bo łazi za tobą przeświadczenie, że jeśli nie przeprowadzisz go tak, jak należy, będzie ono jednocześnie twoim ostatnim. Ja osobiście mam ten etap już dawno za sobą. Do spotkań można się przyzwyczaić, a większość z nich i tak nie ma większego znaczenia. Tym razem miałem jednak wrażenie, że znów czeka mnie pierwsze spotkanie w całej karierze. Wiedzieliśmy bowiem, że to szansa jedna na milion i jeśli nie dostaniemy tego zlecenia, nigdy już nie będziemy mogli nad czymś takim pracować, bo po prostu podobnych książek nie ma. George trzymał w kieszeni klucz do czegoś wielkiego. Gdyby się nie zgodził, wszystkie nasze plany i marzenia spaliłyby na panewce. Czuliśmy więc presję, by przeprowadzić wszystko tak, jak Benioff (showrunner): Przez jakiś czas rozmawialiśmy o tym, skąd George pochodzi i których pisarzy science fiction poznał. Potem temat zszedł na jego powieści i nasz zachwyt nad nimi, bo chcieliśmy, by wiedział, że naprawdę je przeczytaliśmy. George pracował wcześniej w Hollywood. Znał ludzi, którzy przyszliby na spotkanie po przeczytaniu zaledwie streszczenia i powiedzieli: „Super, moglibyśmy z tego zrobić coś na kształt Władcy pierścieni”. Myślę, że fakt, iż przeczytaliśmy jego powieści i mogliśmy się popisać jako taką ich znajomością, miał dla niego Weiss: Gdy człowiek chce przejść na judaizm, zadaniem rabina wcale nie jest namawianie go do podjęcia tej decyzji. Rabin próbuje mu to wyperswadować. Myślę, że mieliśmy wówczas do czynienia z podobną sytuacją, bo George wyjaśnił dokładnie powody, dla których porzucił telewizję i zajął się pisarstwem. Jednym z nich był plan, by pisać książki, których nie da się sfilmować. Opowiedział nam o rumakach i Stonehenge, a potem dodał: „Moja wyobraźnia to znacznie więcej niż tylko konie i Stonehenge. Ja nie chcę Stonehenge i koni. Ja chcę dwadzieścia takich Stonehenge’ów i milion rumaków!”. Mówił nam, że pisze, by wykorzystać cały swój potencjał twórczy, a czyni to niemalże celowo po to, by nie dało się jego książek przenieść na Benioff: George stworzył świat tak bogaty, że czytelnik wpada w niego po uszy. Mnóstwo rzeczy wydarzyło się w przeszłości, jak choćby inwazja Targaryenów, i trzeba je wszystkie zrozumieć, by czytana opowieść miała sens. W książkach można elegancko upchnąć wiele przeszłych wydarzeń, ale telewizja już takich możliwości nie daje. Jesteśmy skazani na retrospekcje bądź nudne wyjaśnianie faktów. Nic więc dziwnego, że jednym z pytań George’a było: „W jaki sposób chcecie przekazać widzom wszystko to, co jest ważne?”. Nie pamiętam, co mu wówczas odpowiedzieliśmy. Pewnie wcisnęliśmy mu jakąś Weiss: W trakcie pracy nad serialem człowiek wyrabia w sobie odpowiednie podejście do wszystkiego. Tymczasem stworzona przez Martina historia świata, nawet po wycięciu 90 procent faktów, nadal jest czymś na kształt rusztowania wokół budynku. Po zdemontowaniu rusztowania już się go nie widzi, ale kiedyś tam stało i dlatego budynek wygląda dobrze. Widz czuje 90 procent historii przez owo 10 procent przekazane na ekranie. Wyczuwa, że zarówno świat, jak i żyjące w nim postacie mają swoją przeszłość, i jest świadom rozmaitych powiązań, a dzięki temu rozumie, dlaczego bohaterowie odnoszą się do siebie w dany sposób. Dramatyzm wcale nie jest tworzony wówczas, gdy postacie zaczynają ze sobą Martin: Byli bardzo przekonujący. Książki bardzo im się podobały i chcieli je przenieść na ekran. Nie planowali ich zmieniać ani przerabiać wedle własnego widzimisię. Tego właśnie nie cierpię w Hollywood. Spotykam się ze scenarzystami, by porozmawiać o ekranizacji, a ci mówią: „Dobra, ja widzę to tak”. Nie interesuje mnie, jak ty to widzisz! Niczego nie przerabiaj, niczego nie zmieniaj! Po prostu to sfilmuj i tyle!Powiedziałem, że spodziewam się wiernej adaptacji. Nie interesuje mnie jedna z tych adaptacji, która z oryginału bierze jedynie tytuł, bo cała historia jest napisana na nowo. Ponadto chciałem uczestniczyć w procesie tworzenia serialu. Chciałem być producentem i samemu napisać kilka scenariuszy. A na koniec dodałem: „Nie interesuje mnie żadna tradycyjna stacja telewizyjna, która wycięłaby sceny seksu i przemocy. I ma być po sezonie na każdy tom”. Zgadzaliśmy się co do przebiegło bardzo dobrze. Tłumy klientów, które zawitały do restauracji na lunch, już dawno znikły, a personel przygotowywał się do pory obiadowej. Wtedy Martin zadał Benioffowi i Weissowi pytanie, które mogło zakończyć ich współpracę w tym właśnie momencie. Jedną z największych tajemnic powieści Martina jest tożsamość rodziców Jona Snow. Bękart Starków jest przedstawiany jako syn Neda Starka i nieznanej z imienia kochanki, którą spotkał podczas rebelii, podniesionej przez Roberta Baratheona przeciwko Aerysowi II Targaryenowi, zwanemu Szalonym Królem. Martin zostawił kilka wskazówek, prowadzących do odkrycia tożsamości Jona Snow, a fani mieli swoje Martin: Naprawdę zadałem im to osławione pytanie: „Kim jest matka Jona?”. Powiedzieli mi, że przeczytali książki, a ja chciałem wiedzieć, jak uważnie to Benioff: Byliśmy gotowi na to pytanie. Omówiliśmy tę kwestię dzień wcześniej. Zaczęliśmy mówić i przedstawiliśmy mu teorię, która okazała się Martin: Znali odpowiedź. To był dobry Benioff: Zdaliśmy test, a wtedy George dał nam zielone światło. Mieliśmy jego błogosławieństwo, by sprzedać Martin: To była dziwna sytuacja. Nie pamiętam już teraz wszystkiego, ale wiem, że gdy zasiadłem do rozmów z Davidem i Danem, miałem od nich o wiele większe doświadczenie z pracą w telewizji. Oddałem jej przecież dziesięć lat życia i awansowałem od członka ekipy scenarzystów do producenta nadzorującego. Gdyby życie ułożyło się nieco inaczej, być może sam zostałbym showrunnerem. Teraz rozmawiałem z dwoma facetami, którzy byli bardzo utalentowanymi pisarzami, ale nigdy wcześniej nie zrobili niczego dla telewizji. Miałem więc wielką ochotę napisać wszystko sam, ale przecież nie skończyłem pracy nad książkami. Ba, nadal nad nimi siedzę. Wiedziałem, że to pomysłu adaptacji Gry o tron na serial telewizyjny było pierwszą z całej serii żmudnych batalii, które producenci musieli stoczyć, by doprowadzić do ekranizacji cyklu. Choć Władca pierścieni okazał się wielkim hitem i pojawiło się wielu zainteresowanych adaptacją dzieł Martina, fantasy w telewizji kojarzone było z produkcjami niskobudżetowymi i przeznaczonymi dla każdej grupy wiekowej, jak Xena: Wojownicza księżniczka czy Herkules. Tymczasem powieści Martina były przeznaczone dla odbiorców przynajmniej 16+, a fantasy dla dorosłych stanowiło jak dotąd nieprzetestowany rynek.„Wystarczyło wspomnieć o smokach, a wszyscy zaczynali się znacząco uśmiechać” – mówi Harry Lloyd, który odgrywał rolę Viserysa więcej, nawet okrojona wersja Pieśni lodu i ognia miała się okazać nieprawdopodobnie droga. Istniało podówczas zaledwie kilka stacji, które udostępniały treści dla dorosłych i byłyby w stanie pozwolić sobie na realizację takiego i Weiss sporządzili tchnącą pewnością siebie prezentację, w której pojawiły się zdania takie jak: „Ludzie łakną Gry o tron. Przedstawiając swój zamysł przyszłym producentom, showrunnerzy obiecywali serial, w którym nie będzie „nic z rzeczy, przez które fantasy wydaje się naciągane, łzawe czy dziecinne”.Próbowali sprzedać swój pomysł trzem ważnym graczom na rynku telewizyjnym. Jednym z potencjalnych kupców był DirecTV, gdzie akurat szukano oryginalnych pomysłów do sfinansowana, ale platforma miała opinię mało atrakcyjnej, a jej zasięg był ograniczony. Benioff i Weiss przedstawili też zamysł Showtime, gdzie również wykazano zainteresowanie, ale ta kierowana przez CBS telewizja kablowa słynęła z oszczędności w wydatkach.„Intuicja nam podpowiadała, że na swą najdroższą produkcję Showtime nie wydało nawet cząstki tego, czego my potrzebowaliśmy” – powiedział więc HBO, co zresztą było od samego początku wyborem Martina, Benioffa i Weissa. Jeszcze podczas swego wiekopomnego lunchu zgodzili się, że to idealny kandydat, niemniej w owych czasach, gdy ktoś chciał sprzedać swój pomysł HBO, musiał nim zachwycić przede wszystkim jedną osobę – pełniącą funkcję szefowej produkcji Carolyn Strauss, mającą za sobą dziewiętnaście lat pracy w firmie. Ze względu na swe szerokie uprawnienia, nieprzenikniony charakter oraz zamiłowanie do ubierania się od stóp do głów w czerń Strauss uchodziła, jak to ujął Benioff, „za najstraszniejszą osobę w Hollywood”.David Benioff: Mówiono nam, że nie uśmiechnie się ani nie roześmieje, choćbyśmy nie wiadomo co powiedzieli. Mieliśmy się przygotować na całkowitą Strauss (była szefowa produkcji w HBO oraz producentka wykonawcza): Raczej się nie skłaniam ku pomysłom takim jak Gra o tron, ale rola producenta nie zawsze polega na robieniu tego, co się i Weiss umówili się na spotkanie ze Strauss i innymi Balian (była wiceszefowa produkcji fabularnych w HBO): Nikt z obecnych nie zdradzał się z emocjami. Wszyscy słuchali uważnie. Benioff i Weiss przedstawili pomysł bardzo podobny do scenariusza pilota. Opowiedzieli krok po kroku, co się wydarzy podczas pierwszej godziny, a zakończyli cliffhangerem. Pamiętam, że otworzyłam szeroko usta. Dzieciak zostanie wypchnięty przez okno?David Benioff: Rozmawialiśmy o tym, że fantasy to najpopularniejszy gatunek filmowy w historii kina. Jeśli trzymać się luźnej definicji, należą do niego Gwiezdne wojny, Harry Potter, a nawet filmy o Strauss: Istniało kilka powodów, dla których nie powinniśmy się do tego zabierać. Serial fantasy może się z biegiem czasu popsuć na wielu płaszczyznach. Każdy serial oparty na mitologii, która nie została przemyślana do najdrobniejszego szczegółu, może się w każdym momencie posypać. Przez sezon czy dwa wszystko działa, jak należy, a potem zderzamy się z ceglanym murem. Ponadto Gra o tron zapowiadała się naprawdę Benioff: Powiedzieliśmy, że planowanie większości seriali kończy się na pierwszym sezonie, ale my dzięki pracy George’a mogliśmy zaplanować ich od razu więcej. Już wtedy wiedzieliśmy – choć George jeszcze o tym nie napisał – że wygnana księżniczka Daenerys Targaryen powróci do Westeros i rozpocznie walkę o tron. Mieliśmy materiału na pięć lat pracy, a to rzadki przywilej w Strauss: Słuchając Benioffa i Weissa, doszłam do wniosku, że w przeciwieństwie do wielu innych historii fantasy ta wydaje się o wiele bardziej złożona i głęboka. Co więcej, swą dynamikę zawdzięczała postaciom. Nie mieliśmy tu do czynienia z konfliktem dobra ze złem, ale raczej z opowieścią o ludziach, w których spotykają się oba te Benioff: W pewnym momencie Carolyn roześmiała się, a my pomyśleliśmy: „Boże, udało się! Rozbawiliśmy Carolyn Strauss!”. Pod koniec spotkania mieliśmy wrażenie, że są Balian: To nie był typowy serial dla HBO, więc po spotkaniu wbiegłam do biura Carolyn i spytałam: „Bierzemy to, no nie?”.HBO zgodziło się przejść do kolejnego etapu rozmów. Tym razem należało uzgodnić z samym Martinem szczegóły zakupu praw do sfilmowania Pieśni lodu i ognia, co ze względu na rozmaite przeszkody prawne zajęło prawie R. R. Martin: Wielką kwestią sporną był merchandising. Nie mieliśmy pojęcia, czy rzeczywiście jest o czym rozmawiać, ale prawnicy HBO chcieli przyklepać wszystko z góry. Powtarzałem: „Nie mogę dać wam wszystkiego, co chcecie. Już trwają prace nad grą komputerową i grą RPG. Już przekazałem prawa gościowi, który robi repliki monet”. Kto by w ogóle pomyślał, że dojdzie do tego, iż jakiś gość będzie wyrabiał monety z mojego uniwersum? Negocjacje trwały więc bez końca i rozbieraliśmy na kawałki każdą rzecz. „Dobra – mówiłem – bierzcie sobie lalki bobblehead, ale ja zaklepuję breloczki”.Potem pojawiła się kolejna przeszkoda. Strauss, która stała się przekonaną zwolenniczką serialu, zrezygnowała z posady w HBO w 2008 roku. Dołączyła do ekipy serialowej jako producentka wykonawcza, ale zmiana na wysokich stołkach w sieci telewizyjnej często oznacza wyrok śmierci dla seriali rozkręcanych przez poprzednie szefostwo. Benioff i Weiss musieli więc przekonać nowy zarząd, w tym prezesa Richarda Pleplera i szefa produkcji Michaela Lombardo, do wydania przynajmniej dziesięciu milionów dolarów na pilota, który w każdym aspekcie różnił się od tego, co HBO lub jakakolwiek inna platforma kiedykolwiek Lombardo (były szef produkcji w HBO): HBO nadal szukało czegoś, co mogło zastąpić Rodzinę Soprano, Prawo ulicy oraz Deadwood. Ciągle słyszeliśmy pytania w stylu: „Czemu nie wzięliście Mad Men? Jak mogliście nie wybrać Breaking Bad? Widzowie kojarzyli nas z porządnymi dramatami, a my chcieliśmy podtrzymać tę reputację. Gra o tron nie podpadała jednak pod tę kategorię. Pomysł nie pachniał mi nagrodą Emmy, a gatunek nie wydawał się szczególnie popularny wśród grup społecznych, dla których HBO układało ofertę. Tak, było wiele przeciwwskazań, ale Carolyn powiedziała: „To naprawdę niezły scenariusz! Powinieneś go przeczytać!”. Miała rację, oderwać się nie mogłem. Język był wyrazisty i ostry. Dotarłem do momentu, w którym Jaime wypycha Brana z okna, i zatkało mnie. „Jasna cholera”, pomyślałem sobie. „Nigdy jeszcze nie czytałem niczego takiego!”. Niemniej wszyscy nadal pamiętali Władcę pierścieni, który pozostawił po sobie niezatarte wrażenie. Jak mieliśmy się zmierzyć z czymś takim? Czy z punktu widzenia produkcji Gra o tron okaże się historią wielowarstwową i wiarygodną? Wiedzieliśmy, że serial musiał być w stanie zmierzyć się z innymi dziełami z wielkiego ekranu, choć budżet mieliśmy bardziej w związku z Grą o tron były spowodowane losem innego tytułu HBO – nakręconego wraz z BBC ambitnego, wciągającego serialu pod tytułem Rzym, którego premiera miała miejsce w 2005 roku. Pierwszy sezon kosztował 100 milionów dolarów, co jest sumą zawrotną. Ze względu na niską oglądalność HBO zrezygnowało z kolejnych sezonów jeszcze przed premierą drugiego i z oczywistych względów niechętnie podchodziło do utopienia fortuny w kolejnym dramacie i Weiss próbowali przekonać kierownictwo HBO, że Gra o tron okaże się o wiele tańsza od Rzymu, co oczywiście nie miało wiele wspólnego z Weiss: Z tego, co wiem, nikt w telewizji nie brał się jak dotąd do opowieści o takim rozmachu. Obecnie produkcja serialu o tej skali jest już ekonomicznie uzasadniona, ale wtedy się po prostu takich rzeczy nie robiło. HBO jednakże wykonało już pierwszy krok w tym kierunku, a był nim serial Rzym. Obaj odnosiliśmy jednak wrażenie, że Rzym ma się do Gry o tron jak koncert kameralny do Benioff: Kłamaliśmy jak diabli. Na każdym spotkaniu powtarzaliśmy, że oczekiwania wobec serialu nie są aż tak wygórowane, że będzie on się skupiał na Weiss: Wiedzieliśmy, że większość ludzi podejmujących decyzję nie będzie miało najmniejszego zamiaru czytać czterech tysięcy stron powieści Martina, więc nie dotrze do miejsca, w którym smoki stają się coraz pokaźniejsze i dochodzi do największych bitew. Serial miał być dokładnym przeciwieństwem tego, co wmawialiśmy producentom, i liczyliśmy na to, że się nie połapią do chwili, gdy będzie już za Lombardo: Chyba nigdy w to tak naprawdę nie uwierzyłem. Wiedziałem, że serial to wielkie ryzyko. Liczyliśmy budżet i drapaliśmy się po głowach, wciąż nie mając pewności, czy powinniśmy dać tej produkcji zielone światło. Próbowaliśmy dojść do tego, jakie wyzwania nas jeszcze jeden argument przeciwko projektowi – Benioff i Weiss nigdy wcześniej nie pracowali przy serialu telewizyjnym (a przynajmniej nie udało im się pokonać etapu pilota). W takich sytuacjach kanał zazwyczaj ściągał jakiegoś pisarza weterana, by przejął dowodzenie. Niemniej pracownicy HBO wciąż wspominają, że w fazie developmentu Benioff i Weiss bez przerwy olśniewali ich znakomitymi Strauss: Pracowałam z producentami seriali i nierzadko byliśmy zmuszani do zatrudnienia innych pisarzy, ale Dan i David zawsze byli przekonani, że dadzą sobie radę. Co więcej, chętnie uczyli się tego, czego nie wiedzieli, a szło im to niezwykle szybko. Ściągaliśmy producentów i weteranów pracy na planie, którzy mieli więcej doświadczenia oraz wiele konwencjonalnej wiedzy, ale Dan i David za każdym razem udowadniali, że ich instynkt ich nie zawodzi. Stopniowo zdobywali nasze 2008 roku nadszedł moment, gdy powinna zostać podjęta decyzja o zamówieniu pilota serialu. Pewnego wieczoru Lombardo poszedł na swą siłownię Equinox w zachodnim Hollywood. Przeznaczenie zadecydowało, że znalazł się tam również Lombardo: I nagle widzę Dana na jednym z rowerów treningowych. Czytał właśnie pierwszą z książek Martina, wysłużony egzemplarz z pozaginanymi kartkami, pełen podkreśleń i zaznaczeń markerem. Nie miał pojęcia, że go zauważyłem, a ja uświadomiłem sobie coś nowego. „Zróbmy tego pilota i sprawdźmy, co z tego wyjdzie. Ci goście żyją tym serialem, co nie zdarza się często”. Ku mojemu zaskoczeniu udało mi się wejrzeć w prywatne życie Dana i przekonać się, co robi w wolnym czasie, a to, co ujrzałem, potwierdziło moje wcześniejsze domysły. Tylko utwierdziłem się w przekonaniu, że musimy podjąć Plepler (były prezes i dyrektor generalny HBO): Tak, było widać, że oni żyją tym serialem. Człowiek po prostu wie, kiedy wielcy artyści mówią o swej pasji lub gdy są wciągnięci w jakiś temat. Słuchając Benioffa i Weissa, czułem się jak wtedy, gdy David Simon, twórca Prawa ulicy, przedstawiał mi kolejny pomysł lub gdy Armando Iannucci przekonywał mnie do Figurantki albo Mike Judge do Doliny Krzemowej. Miałem co do nich dobre przeczucie i listopadzie Benioff i Weiss usłyszeli wieści, na które czekali trzy lata. HBO dawało zielone światło dla nakręcenia pilota Gry o tron. Obaj pisarze poczuli wielką ulgę i uniesienie, ale zanim w ogóle pomyśleli o świętowaniu, musieli upewnić się co do Balian: David i Dan powiedzieli mi: „Nie chcemy, byście za jakiś czas do nas przyszli i zaczęli marudzić, że nie możemy zabić głównego bohatera, bo nagle go polubiliście”. Pamiętam więc, że gdy pojawiła się oficjalna zgoda na pilota, wpadłam do Mike’a i wysapałam: „Muszę mieć całkowitą, absolutną i niewzruszoną pewność – zabijamy główną postać i robimy smoki!”.
Smoki – królowie przestworzy i postrach narodów Wyobraźmy sobie stwora mierzącego 25 metrów długości, potrafiącego latać dzięki skrzydłom o rozpiętości 50 metrów! Dodatkowo jest to stwór niebywale inteligentny, przebiegły, ale też bezwzględny. Wystarczy raz oszukać smoka, aby ten wymierzył śmiertelną karę… Z jednej strony, ujrzenie dostojnego, pięknego smoka w rzeczywistości byłoby niczym sen na jawie. Z drugiej jednak strony jego istnienie mogłoby się skończyć nieciekawie dla zachłannych ludzi, starających się ukraść skarby, których te istoty pilnują. Poczytajmy co nieco o zwierzętach obecnych w niemal wszystkich kulturach świata, pobudzających wyobraźnię i budzących pytanie: „A może one kiedyś istniały naprawdę?”.Smoki – królowie smokówNie wiadomo, kiedy po raz pierwszy smoki pojawiły się w mitach. Najwcześniejsze wzmianki na ich temat datuje się na ok. 4000 lat Mawiano, że potrafiły żyć w dowolnym miejscu, w zależności od rodzaju opisywanego smoka. Ich siedliska znajdowały się zatem od środka Ziemi aż po głębię oceanu. Zamieszkiwały też jaskinie, miejsca związane z ogniem oraz wszelkie obszary wilgotne i smoka pojawia się w niemal każdej kulturze, a każda kultura ma swoje własne wyobrażenie na temat smoków. Skąd jednak pomysł na stworzenie postaci wielkiej jaszczurki? Prawdopodobnie jeden z powodów to odnalezione szczątki „smok” opisywano zapewne wiele kości, których nie udało się przypisać do żadnego znanego zwierzęcia. Ze smokami kojarzyły się również ogromnych rozmiarów węże, jaszczurki i inne gady. Jeden z rodzajów smoka nazywany Wyrm, przypomina węża z głową smoka. Mniejsze rodzaje smoków (z ang. dragonlet) walczyły za pomocą trucizny, którą zabijały swych przeciwników. w mitach i baśniachOpowieści o smokach słyszymy w każdej części świata poza Antarktyką. Choć jest to miejsce pozbawione rdzennych mieszkańców i co za tym idzie, atrakcyjne dla samotnych jaszczurów, zbyt surowy klimat nie byłyby dobrym miejscem dla stworzenia kochającego ogień lub żyjącego w się one w większości baśni i mitów. W lwiej części tych historii smok strzeże jakiegoś skarbu, złota, kamieni szlachetnych, a nawet samotnych królewien. W opowieściach tego typu pojawia się także rycerz, którego zadaniem jest zabicie smoka i uratowanie pięknej dziedziczki lub wielkiego posiadały określone cechy. W starożytnym Rzymie na przykład uważane były za strażników tajemnic świata. Dla Rzymian smoki były źródłem wiedzy, a wojownicy używali smoczego wizerunku jako symbolu często pojawia się podział na 2 rodzaje smoków: bohaterskie, które chronią ludzi i przedmioty oraz groźne, które pragną zguby ludzi. jest smok?Najbardziej popularny wizerunek smoka europejskiego to ten wyposażony w skrzydła i ziejący ogniem. Dodaje się do tego także łuski na ciele i ostre szpony, u niektórych występują też rogi. U prawie wszystkich występować może za to zabójcza trucizna. Niektóre smoki mogą mieć kilka głów i ogonów, liczba kończyn waha się między 2 i 4, choć zdarza się, że jest ich więcej. Z reguły mity wspominają jednak o czworonożnych licznych opowieściach smoki to zwierzęta bardzo inteligentne. Żyją z dala od ludzi, w zacisznych, cichych i wilgotnych miejscach. W większości legend są one traktowane jako czarne charaktery, które muszą zginąć z rąk rycerza. Niektóre smoki stają się jednak opiekunami wsi czy smokówRodzajów smoków jest tyle ile smoków :), ale dla ułatwienia stworzono podział na 2 rodzaje: smoki zachodnie i zachodnieTo właśnie one zieją ogniem, mają złe zamiary, a ich przeznaczeniem jest śmierć z ręki nieustraszonego rycerza. Smoki te zabijają ludzi za pomocą ognia, potrafią latać dzięki ogromnym skrzydłom, a ich stopy wyposażone są w ostre, potężne Wawelski Jednym z najbliższych nam smoków jest Smok Wawelski. Zamieszkiwał on jaskinię zwaną dzisiaj Smoczą Jamą, ulokowaną na zachodnim zboczu wawelskiego wzgórza w Krakowie. Najstarsza wersja legendy o wawelskim jaszczurze pojawiła się w kronice mistrza Wincentego Kadłubka, datowanej na przełom XII i XIII wieku. Według tej wersji, wielki potwór był określany mianem całożercy, ze względu na swą żarłoczność. Co tydzień stwór musiał zjadać określoną liczbę bydła. Jeśli mieszkańcy nie zapewnili smokowi pożywienia w postaci ofiary ze swych zwierząt gospodarskich, stwór żądał równoważną liczbę głów Krak nie mógł znieść takiej sytuacji w swym królestwie, dlatego w tajemnicy przed smokiem przywołał do siebie synów. Przedstawił im swój plan zgładzenia potwora, a synowie przystali na propozycję. Plan był prosty – dwaj synowie królewscy musieli samodzielnie zabić smoka. Nie udało się tego jednak dokonać w sposób tradycyjny. Postanowili do tego więc użyć nadszedł czas złożenia kolejnej ofiary z bydła, synowie wypchali pustą skórę martwego zwierzęcia zapaloną siarką. Gdy smok połknął łapczywie „zdobycz”, zaczął dusić się od ognia, który trawił go od wewnątrz. W tym czasie młodszy syn zaatakował i zabił swego starszego brata, z którym konkurował o zwycięstwo nad smokiem i objęcie rządów w królestwie. Po powrocie do zamku okłamał ojca twierdząc, że starszy jego syn zginął przez smoka. Ojciec potraktował młodszego jak bohatera i przyjął z otwartymi ramionami. Bratobójstwo wyszło jednak na jaw – za karę winny śmierci swego brata został wygnany z Długosz zmienił nieco wersję tej legendy pisząc, że smoka zabił sam król Krak. Za sprawą Marcina Bielskiego miejsce w legendzie znalazło się natomiast dla przebiegłego szewca Skuby. Postać ta pojawia się kilka wieków po stworzeniu legendy, bo dopiero w wieku XVI. Współcześnie wersja legendy o szewczyku Skubie jest najbardziej popularna wśród mieszkańców Krakowa i Polaków w wschodnieLudzie Wschodu od wieków podchodzą do smoków zupełnie inaczej, niż ludzie kultury zachodniej. Azjatyckie smoki są cenione za magiczne zdolności i piękno. Cieszą się ogromnym szacunkiem, podczas gdy my – Europejczycy – opisujemy smoki jako istoty straszne i zasługujące wyłącznie na śmierć. W krajach wschodnich postaci smoków do dziś biorą udział w wielu uroczystościach i paradach. Stały się symbolem bohaterstwa, nie zaś niebezpieczeństwa. W Azji pełnią częściej rolę opiekunów, aniżeli zabójców i złodziei. Z tego też powodu symbolizują one także piękno i moce nadświadome. Ich wygląd przypomina nieco smoki zachodnie, ale nierzadko wschodnie odpowiedniki są zlepkiem kilku gatunków znanymi smokami wschodnimi są oczywiście smoki chińskie. W Państwie Środka cyklicznie pojawia się nawet Rok Smoka. Chińczycy mawiają, że jeśli ktoś przyszedł na świat w tym właśnie roku, będzie zdrowy, bogaty i mądry, czyli taki jak prawdziwy smok. Rok Smoka jest ponoć bardzo urodzajny dla wszystkich z legend wschodnich opowiada o pewnym biednym chłopcu, który znalazł smoczą perłę pomnażającą wszystko, czego dotknie. Kiedy umieścił na noc perłę w misce do ryżu, następnego dnia miska była pełna pożywienia. Wydawać by się jednak mogło, że szczęście opuściło chłopca, bo po perłę przyszedł pewien rabuś. Biedak, chcąc uchronić perłę przed kradzieżą, połknął ją. Gdy to uczynił, sam zamienił się w się, że różnice między smokami Zachodu i Wschodu są znaczne. Różnią je nawet typy siedlisk: podczas gdy „nasze” smoki wolą ogień i pustynie, smoki Azji lubią jeziora i podziały smokówSmoki można ze względu na miejsce pochodzenia i kulturę w jakiej powstały. Istnieje też rozróżnienie pod względem kolorów. W legendach spotyka się zatem: Małe, ale inteligentne smoki białe, przepadające za arktycznym zimnem, choć mogą zamieszkiwać też bardzo wysokie mające obsesję na punkcie śmierci smoki czarne, przebywające na bagnach i w kochające skarby smoki czerwone, żyjące na wyspach i w smoki zielone, będące mistrzami intryg i polityki. Na swój dom wybierają stare lasy porośnięte ogromnymi prawa, zadumane, ale próżne smoki niebieskie, żyjące w suchych, gorących regionach świata, takich jak piaszczyste pustynie i – ciekawostkiSmok lub potwór morski był prawdziwym zmartwieniem ludzi w czasach Krzysztofa Kolumba. Był to wiek, w którym świat uważany był za małą krainę, na krańcach której czyhają smoki. Ponoć jadły one każdego kto miał czelność wypłynąć daleko w głąb oceanu. Obawa była na tyle duża, że na mapach zaznaczano miejsca, gdzie smoki te wielu legend smoki jadły zwierzęta, a nawet ludzi, głównie Jama – „dom” Smoka Wawelskiego – ma 270 m długości, ale tylko 81 m otwarte jest dla z Komodo nazywane są smokami z Lee urodził w chińskim roku Smoka, dlatego min. nazywany był małym Lee nakręcił słynny film Wejście Smoka (ang. Enter the Dragon).W filmie Shrek występuje Smoczyca, żona smoka (ang. Year of the Dragon) to słynny film Michaela Cimino, wg scenariusza Olivera Stone’a, w roli głównej wystąpił Mickey znacie smoki?Zapraszamy do zamieszczania w komentarzach pod artykułem słynnych smoków 🙂
Polish Arabic German English Spanish French Hebrew Italian Japanese Dutch Polish Portuguese Romanian Russian Swedish Turkish Ukrainian Chinese English Synonyms Arabic German English Spanish French Hebrew Italian Japanese Dutch Polish Portuguese Romanian Russian Swedish Turkish Ukrainian Chinese Ukrainian These examples may contain rude words based on your search. These examples may contain colloquial words based on your search. Armia z kamienia, której ogień nie może pochłonąć. Za mówi prawdę, że ogień nie może żyć w człowieku. Za speaks truth, but fire cannot live in men. Nawet ogień nie może pozbyć się żelaza. Dlatego ci "aniołowie", którzy mają być potępieni muszą być ludźmi, ponieważ ogień nie może zniszczyć aniołów. Therefore these "angels" who are to be condemned must be human ones, because fire cannot destroy angels. Za mówi prawdę, że ogień nie może żyć w człowieku. Ogień nie może trwać wiecznie, jeżeli nie ma się co palić. A fire cannot last for ever if there is nothing to burn. Ogień nie może zabić smoka. Konwencjonalny ogień nie może osiągnąć takiej temperatury. Jeśli wieje benzyny i dałem wam ogień nie może być bardziej entuzjastycznie niż w codziennym życiu. If you were doused in kerosene and set on fire, you still couldn't be any more flaming than you are every single day of your life. Kluczową cechą nowej obudowy jest to, że zapewnia ona, iż ogień nie może rozprzestrzenić się ani w obudowie ani w samym akumulatorze. A key feature of the new enclosure is that it ensures that no fire can develop in the enclosure or in the battery, Boeing said. Jego nie można niczym zabić, nie można go wyrzucić, wiatr nie może go porwać ani ogień nie może go spalić. It cannot be killed by any instrument, it cannot be thrown away or blown away by any wind, it cannot be burnt by any fire. Ogień nie może dotrzeć do Tower. Tak, tak! Ogień nie może przecież chodzić! Ten ogień nie może nas skrzywdzić. Żaden ogień nie może jej skrzywdzić. Ogień nie może przecież chodzić! Ogień nie może przecież chodzić! No results found for this meaning. Results: 18. Exact: 18. Elapsed time: 62 ms. Documents Corporate solutions Conjugation Synonyms Grammar Check Help & about Word index: 1-300, 301-600, 601-900Expression index: 1-400, 401-800, 801-1200Phrase index: 1-400, 401-800, 801-1200
ogień nie może zabić smoka